Wysłannik Śmierci cz.2


Callan wrócił na statek dosyć późno, ale poza nim nie było tam nikogo. Najwyraźniej cała załoga postanowiła skorzystać z usług „dam” do towarzystwa i przez najbliższą dobę nie było nawet po co ich szukać. Zrezygnowany kapitan miał wielką ochotę porozmawiać z Crevanem na temat kobiety, którą spotkał w karczmie „Po zdechłym szczurem”, ale skoro lekarza nie było… pozostawało mu tylko zaczekać do rana.
Otworzył drzwi do swojej kajuty… i zamarł. Na jego koi siedziała elfka z brązowymi włosami i ciemnoniebieskimi oczami. Gdyby nie jej uwydatnione kości policzkowe i ostre rysy twarzy, mógłby stwierdzić, że to Ireth. Ale nie… ta tutaj nie przypominała małej dziewczynki tak bardzo jak ona. Miała bardziej kobiece kształty.
- Kim jesteś? - zapytał, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi.
Elfka zbliżyła się do niego i objęła go. Zanim zdążył zareagować, poczuł jej chłodne usta na swoich.
- Masz słabą pamięć, Callanie - odpowiedziała, patrząc mu prosto w oczy. - A przecież spędziliśmy tyle lat razem…
W tym momencie elf zaczął sobie powoli przypominać. Tak, dawno temu miał żonę i córkę. Chociaż żyli w skrajnym ubóstwie, to byli szczęśliwi. Wszystko zepsuł jeden nekromanta…
- Liranna - powiedział cicho.
Elfka uśmiechnęła się smutno.
- Więc jednak pamiętasz… - mruknęła.
Callan objął ją mocniej.
- Jakim cudem widzę cię przed sobą? - zapytał. - Przecież widziałem, jak płoniesz!
- Mam ci tylko przekazać jedną wiadomość - odparła Liranna.
- To znaczy?
W tym momencie elfka nagle wygięła się w łuk i wrzasnęła z bólu. Jej ubranie zaczęło płonąć, a ciało pokrywać się poparzeniami. Przerażony Callan wypuścił ją z objęć i gorączkowo rozglądał się za kubłem wody. Tym razem nie mógł przecież pozwolić, by jego ukochana zginęła. Jak na złość nie widział niczego poza rumem…
Ciało Liranny poczerniało, a ubranie spaliło się. Jej oczy zmieniły kolor na jasnoniebieski, a skóra na twarzy odpadła, ukazując trupią czaszkę. Teraz Callan patrzył na Kostuchę.
- Nie zapominaj, dlaczego pozostałeś przy życiu, Wysłanniku.

***

Callan otworzył oczy. Leżał na podłodze w swojej kajucie, kurczowo ściskając kołdrę. Musiał wypaść z koi…
Elf wstał i rozejrzał się. Nigdzie było śladu po Lirannie. Więc to, co widział było snem i ostrzeżeniem jednocześnie. Kostusze najwyraźniej nie spodobało się, że postanowił bliżej zapoznać się z Ireth. Zastanawiało go, dlaczego. Przecież jak do tej pory wypełniał swoją misję bez sprzeciwu. Co roku zabijał co najmniej dwieście osób…
Ruszył chwiejnym krokiem w stronę drzwi i wyszedł na pokład, nie przejmując się tym, że jest nagi od pasa w górę. Skierował się do kajuty lekarza okrętowego i bez pukania otworzył je na oścież.
W tym momencie zdał sobie sprawę, że popełnił nietakt. W koi leżał Crevan, obejmując we śnie swoją narzeczoną. Gdy jednak usłyszeli trzask otwieranych drzwi, obudzili się i obejrzeli w jego kierunku. Kapitan domyślał się, że oboje są na niego źli za to, że ich obudził. Mimo to nie zamierzał pokazywać, że ma z tego powodu jakiekolwiek poczucie winy.
- Crevanie, musimy pogadać - powiedział.
- No nie… - warknął elf. - Znowu jesteś komuś winny kasę?
Callan pokręcił głową.
- Ale to też ważne - dodał.
Crevan spojrzał na niego ze złością, po czym zwrócił się do czerwonowłosej.
- Mam nadzieję, że się nie obrazisz… - stwierdził.
- Nie, o ile skopiesz mu tyłek - prychnęła Karenmir i schowała się pod kołdrą.
- Miłe z twojej strony - powiedział Callan, szczerząc do niej zęby.
Crevan i jego narzeczona zignorowali jego uwagę. Elf pospiesznie się ubrał, w czasie gdy czerwono włosa znowu zasnęła i wreszcie wraz z Callanem wyszedł na pokład.
- No, słucham - powiedział z urażoną miną. - Co takiego ważnego masz mi do powiedzenia? Skoro nie jesteś winny żadnemu piratowi kasy, to może zabiłeś kogoś bogatego?
- Nie - Callan pokręcił głową i poklepał go po ramieniu. - I już się nie obrażaj. Mam gorsze problemy niż twoje humory.
Crevan oparł się o reling i spojrzał na niego pytająco.
- Spotkałem pewną kobietę… - zaczął kapitan, jednak przerwał w momencie, gdy lekarz wzniósł oczy ku niebu.
- Znowu? - jęknął. - Nie będę cię bronił przed kolejną babą w ciąży, która zamierza wydrapać ci oczy…
- Ale do niczego nie doszło - przerwał mu Callan.
- To w czym problem?
- Po pierwsze: popłynie z nami w najbliższy rejs…
- No to jednak będę zmuszony cię bronić - westchnął zrezygnowany Crevan.
- Po drugie: chyba nasza znajomość nie spodobała się Kostusze - dodał Callan.
Lekarz natychmiast spoważniał.
- Dobra, faktycznie jest niewesoło - stwierdził. - Skoro musisz być mu posłuszny bez względu na wszystko, a w tej babie coś mu się nie podoba..
- Tym razem ostrzegł mnie w wyjątkowo paskudny sposób - mruknął Callan, wbijając wzrok w podłogę. Jego palce nerwowo zaciskały się na relingu. - Pokazał mi moją żonę.
Crevan przyjrzał mu się z zainteresowaniem. Kapitan nigdy do tej pory nie opowiadał mu o swojej przeszłości przed tym, jak został przeklęty. Dlatego wzmianka o żonie była dla niego czymś nowym.
- Miałeś…? - zapytał cicho.
- Tak - warknął Callan. - Miałem też córkę.
- Co się stało? - zapytał go Crevan. - Czy on…
- Nie - prychnął Callan. - On tylko dał mi możliwość zemsty - po tych słowach puścił reling i ruszył w kierunku swojej kajuty.
Był wściekły. Oczekiwał zrozumienia ze strony przyjaciela, ale nie chciał, żeby lekarz zaczął wypytywać go o przeszłość. Poza tym podczas rozmowy zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy: zapomniał już, jak miała na imię jego córka... To doprowadziło go do jeszcze większego szału niż niedyskretne pytania Crevana.
O mało co nie wpadł na chłopca pałętającego się po okręcie. Już chciał nawrzeszczeć na dziecko za to, że wchodzi na „Skyllę” nieproszony, jednak szybko sobie przypomniał, że to ten sam chłopak, którego znaleźli w ostatnim porcie. Ten, który uparcie nie chciał powiedzieć nic o sobie. Aż dziwne, że nie wykorzystał okazji i nie uciekł na ląd.
- Uważaj, jak chodzisz - zwrócił mu uwagę Callan i odwrócił się, by wejść do kajuty.
Chłopiec pokiwał głową.
- Szukała pana jakaś dziewczyna - powiedział.
Zaskoczony Callan zatrzymał się w połowie kroku. Już był gotów stwierdzić, że dzieciak jest niemową, a tu proszę…
- Ty mówisz? - wypalił.
Mały blondyn uśmiechnął się lekko.
- Pani była tak miła, że trudno jej było odmówić - stwierdził.
- Walić babę - Callan machnął ręką i spojrzał z zainteresowaniem na chłopca. - Powiedz mi lepiej to, o co tyle razy cię pytaliśmy… Jak masz na imię?
- I… Ilmarin - powiedział cicho blondyn.
- Ładne imię - odparł Callan. - Trzeba było się przedstawić dwa tygodnie temu.
Zawstydzony Ilmarin wpatrzył się w swoje stopy.
- Myślałem, że chcecie mnie zabić jak tamci piraci… - powiedział cicho.
- Wtedy nie bralibyśmy cię na statek, młody - elf uśmiechnął się lekko. Powoli zaczynał zapominać o rozmowie z Crevanem.
Chłopiec uśmiechnął się lekko.
- Pan niech poszuka tamtej dziewczyny - powiedział. - Szukała pana i prosiła, żeby pan zajrzał do karczmy… - w tym momencie się zamyślił. – Nie pamiętam… coś ze szczurem.
- Dzięki - elf rozczochrał mu włosy, po czym pognał do gospody, w której poprzedniego dnia spotkał Ireth.
Elfka siedziała przy jednym z nieuszkodzonych stolików wpatrując się z niechęcią coś, co chyba miało być jajecznicą. W rzeczywistości miało jednak żółto-zielony kolor i niezbyt przyjemnie pachniało.
Callan usiadł obok niej.
- Szukałaś mnie? - zapytał.
- Tak - elfka odsunęła od siebie talerz. - Będę musiała znów zwrócić się do ciebie po pomoc - dodała, patrząc na niego błagalnie.
- Słucham - mruknął kapitan, choć już wiedział, że nie będzie w stanie jej odmówić. Nieważne, co będzie kazała mu zrobić…
- Muszę znaleźć nocleg gdzie indziej - Ireth z pogardą rozejrzała się po niezbyt czystym pomieszczeniu. - W innych karczmach nie ma miejsca lub są dla mnie za drogie. A ja nie wytrzymam tu ani nocy dłużej… zwłaszcza, że karczmarz ma chyba zapasową parę kluczy…
- Zrobił ci coś? - zapytał Callan.
- Nie jestem pewna, czy to on, bo spałam… - westchnęła Ireth. - Ale nad ranem okazało się, że moja sakiewka zniknęła. Krótko mówiąc: jestem spłukana.
Kapitan poklepał ją po ramieniu.
- Jeśli chcesz, to możesz nocować na naszym statku - powiedział. - I tak większość marynarzy idzie wieczorami się zabawić…
Ireth odetchnęła z ulgą.
- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć - mruknęła, przytulając się do niego.
Zaskoczony Callan odwzajemnił uścisk. Wiedział, że kobiety miewają do niego słabość, ale rzadko która pozwalała sobie na takie rzeczy już podczas drugiego spotkania. No, chyba że pracowały w domu uciech…
- Chodźmy już na „Skyllę” - powiedział Callan, wyrywając się z jej objęć.
Dziewczyna wstała i spojrzała na niego wyczekująco, zaś kapitan zaprowadził ją na pokład swojego statku.
W miarę, gdy zbliżali się do „Skylli”, Callan coraz uważniej obserwował reakcję Ireth na widok statku. Gdy wreszcie wskazał jej sporej wielkości okręt zbudowany z ciemnego drewna, dostrzegł w jej oczach podziw. Wyglądało na to, że szczególnie spodobała jej się drewniana rzeźba przy dziobie „Skylli”. Nie przedstawiała ona syreny, jak w większości innych statków, tylko dwugłowego potwora. Jeden łeb wyglądał jak u typowego węża morskiego – miał uwydatnione łuski, a z otwartego pyska widać było ostre kły i wystający rozdwojony język. Drugi przypominał czaszkę potwora. Największe wrażenie sprawiały tutaj puste oczodoły stwora. Callan uśmiechnął się lekko na widok miny Ireth. Wyglądało na to, że „Skylla” przypadła jej do gustu.
Na zewnątrz nikogo nie było. Wszyscy albo wyszli do miasta, aby skorzystać na tym, że są na lądzie, albo siedziała w swoich kajutach. Jedynie Ilmarin ciągle był w tym samym miejscu, czyli pod głównym masztem.
Chłopiec uśmiechnął się, najwyraźniej rozpoznając brązowowłosą. Ireth pomachała mu i rozejrzała się dookoła.
- Pusto tutaj - zauważyła.
- Korzystają, póki mogą, że są na lądzie - powiedział Callan.
Elfka podeszła do relingu, oparła się o niego i zapatrzyła w morze.
- Nie tęsknią? - zapytała nagle.
- Za czym? - zdziwił się Callan.
- Gdzieś tam są wasze rodziny, prawda? - spytała, zataczając ręką nad wodami morza.
Kapitan pokręcił głową.
- Jesteśmy dość… specyficzną załogą - stwierdził. - Sami kawalerowie. Tylko jeden ma narzeczoną, ale ona wypływa razem z nami.
Ireth uśmiechnęła się lekko, choć Callan nie miał pojęcia, co ją tak ucieszyło. Przecież nie powiedział nic zabawnego… ani tym bardziej wesołego.
- Może opowiesz coś o sobie? - zapytał, aby przerwać przedłużającą się ciszę.
- A co mogę powiedzieć? - Ireth wzruszyła ramionami. - Nic ciekawego. Nie pamiętam swoich rodziców ani rodzeństwa. Po prostu któregoś dnia obudziłam się w jakimś porcie nie pamiętając nic poza swoim imieniem. I tak krążę po świecie, szukając zajęć i licząc, że spotkam kogoś, kto mnie pamięta…
Elf pokiwał głową.
- Ciekawe, jak to się stało - powiedział.
- Pewnie oberwałam czymś w głowę - dziewczyna wzruszyła ramionami i znów wpatrzyła się w morze.
Callan przyjrzał się jej podejrzliwie. Spotkał już kilka osób, które straciły pamięć, niektóre z nich nawet zasilały jego załogę. Wiedział też doskonale, że każdy z nich dążył do tego, aby dowiedzieć się, jaka była ich przeszłość. Z kolei ta dziewczyna wydawała się być zupełnie obojętna, czy czegoś się dowie czy nie…
- Może ty też coś o sobie opowiesz? - zapytała go Ireth.
- Ja? - zdziwił się Callan.
- Nie widzę tu innych elfów - stwierdziła dziewczyna.
- Nie mam za bardzo czego opowiadać - odparł Callan, chcąc uniknąć tematu.
- Jesteś kapitanem statku - zauważyła Ireth. - Na pewno ty i twoja załoga macie za sobą mnóstwo przygód…
- Nic, czym można by było się chwalić - przerwał jej elf i czym prędzej uciekł do swojej kajuty.
Usiadł na koi, próbując się uspokoić. Nie miał pojęcia, czemu wszelkie próby wyciągnięcia od niego wiadomości tak bardzo go denerwowały. Było co prawda wiele rzeczy, których nie chciał ujawniać, ale choć jednej osobie mógłby zaufać.
Coś mu jednak nie pasowało w zachowaniu Ireth. Znów potrzebna będzie pomoc Crevana…

1 komentarz:

  1. Piszesz nawet ciekawie ;) Mam dla ciebie propozycję, jeśli chcesz zyskac trochę więcej czytalników. Napisz na maila mikolajwisal@gmail.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic