Callan
wrócił na statek dosyć późno, ale poza nim nie było tam nikogo.
Najwyraźniej cała załoga postanowiła skorzystać z usług „dam”
do towarzystwa i przez najbliższą dobę nie było nawet po co ich
szukać. Zrezygnowany kapitan miał wielką ochotę porozmawiać z
Crevanem na temat kobiety, którą spotkał w karczmie „Po zdechłym
szczurem”, ale skoro lekarza nie było… pozostawało mu tylko
zaczekać do rana.
Otworzył
drzwi do swojej kajuty… i zamarł. Na jego koi siedziała elfka z
brązowymi włosami i ciemnoniebieskimi oczami. Gdyby nie jej
uwydatnione kości policzkowe i ostre rysy twarzy, mógłby
stwierdzić, że to Ireth. Ale nie… ta tutaj nie przypominała
małej dziewczynki tak bardzo jak ona. Miała bardziej kobiece
kształty.
- Kim
jesteś? - zapytał, wchodząc do środka i zamykając za sobą
drzwi.
Elfka
zbliżyła się do niego i objęła go. Zanim zdążył zareagować,
poczuł jej chłodne usta na swoich.
- Masz
słabą pamięć, Callanie - odpowiedziała, patrząc mu prosto w
oczy. - A przecież spędziliśmy tyle lat razem…
W tym
momencie elf zaczął sobie powoli przypominać. Tak, dawno temu miał
żonę i córkę. Chociaż żyli w skrajnym ubóstwie, to byli
szczęśliwi. Wszystko zepsuł jeden nekromanta…
-
Liranna - powiedział cicho.
Elfka
uśmiechnęła się smutno.
- Więc
jednak pamiętasz… - mruknęła.
Callan
objął ją mocniej.
-
Jakim cudem widzę cię przed sobą? - zapytał. - Przecież
widziałem, jak płoniesz!
- Mam
ci tylko przekazać jedną wiadomość - odparła Liranna.
- To
znaczy?
W tym
momencie elfka nagle wygięła się w łuk i wrzasnęła z bólu. Jej
ubranie zaczęło płonąć, a ciało pokrywać się poparzeniami.
Przerażony Callan wypuścił ją z objęć i gorączkowo rozglądał
się za kubłem wody. Tym razem nie mógł przecież pozwolić, by
jego ukochana zginęła. Jak na złość nie widział niczego poza
rumem…
Ciało
Liranny poczerniało, a ubranie spaliło się. Jej oczy zmieniły
kolor na jasnoniebieski, a skóra na twarzy odpadła, ukazując
trupią czaszkę. Teraz Callan patrzył na Kostuchę.
-
Nie zapominaj, dlaczego pozostałeś przy życiu, Wysłanniku.
***
Callan
otworzył oczy. Leżał na podłodze w swojej kajucie, kurczowo
ściskając kołdrę. Musiał wypaść z koi…
Elf
wstał i rozejrzał się. Nigdzie było śladu po Lirannie. Więc to,
co widział było snem i ostrzeżeniem jednocześnie. Kostusze
najwyraźniej nie spodobało się, że postanowił bliżej zapoznać
się z Ireth. Zastanawiało go, dlaczego. Przecież jak do tej pory
wypełniał swoją misję bez sprzeciwu. Co roku zabijał co najmniej
dwieście osób…
Ruszył
chwiejnym krokiem w stronę drzwi i wyszedł na pokład, nie
przejmując się tym, że jest nagi od pasa w górę. Skierował się
do kajuty lekarza okrętowego i bez pukania otworzył je na oścież.
W tym
momencie zdał sobie sprawę, że popełnił nietakt. W koi leżał
Crevan, obejmując we śnie swoją narzeczoną. Gdy jednak usłyszeli
trzask otwieranych drzwi, obudzili się i obejrzeli w jego kierunku.
Kapitan domyślał się, że oboje są na niego źli za to, że ich
obudził. Mimo to nie zamierzał pokazywać, że ma z tego powodu
jakiekolwiek poczucie winy.
-
Crevanie, musimy pogadać - powiedział.
- No
nie… - warknął elf. - Znowu jesteś komuś winny kasę?
Callan
pokręcił głową.
- Ale
to też ważne - dodał.
Crevan
spojrzał na niego ze złością, po czym zwrócił się do
czerwonowłosej.
- Mam
nadzieję, że się nie obrazisz… - stwierdził.
- Nie,
o ile skopiesz mu tyłek - prychnęła Karenmir i schowała się pod
kołdrą.
- Miłe
z twojej strony - powiedział Callan, szczerząc do niej zęby.
Crevan
i jego narzeczona zignorowali jego uwagę. Elf pospiesznie się
ubrał, w czasie gdy czerwono włosa znowu zasnęła i wreszcie wraz
z Callanem wyszedł na pokład.
- No,
słucham - powiedział z urażoną miną. - Co takiego ważnego masz
mi do powiedzenia? Skoro nie jesteś winny żadnemu piratowi kasy, to
może zabiłeś kogoś bogatego?
- Nie
- Callan pokręcił głową i poklepał go po ramieniu. - I już się
nie obrażaj. Mam gorsze problemy niż twoje humory.
Crevan
oparł się o reling i spojrzał na niego pytająco.
-
Spotkałem pewną kobietę… - zaczął kapitan, jednak przerwał w
momencie, gdy lekarz wzniósł oczy ku niebu.
-
Znowu? - jęknął. - Nie będę cię bronił przed kolejną babą w
ciąży, która zamierza wydrapać ci oczy…
- Ale
do niczego nie doszło - przerwał mu Callan.
- To w
czym problem?
- Po
pierwsze: popłynie z nami w najbliższy rejs…
- No
to jednak będę zmuszony cię bronić - westchnął zrezygnowany
Crevan.
- Po
drugie: chyba nasza znajomość nie spodobała się Kostusze - dodał
Callan.
Lekarz
natychmiast spoważniał.
-
Dobra, faktycznie jest niewesoło - stwierdził. - Skoro musisz być
mu posłuszny bez względu na wszystko, a w tej babie coś mu się
nie podoba..
- Tym
razem ostrzegł mnie w wyjątkowo paskudny sposób - mruknął
Callan, wbijając wzrok w podłogę. Jego palce nerwowo zaciskały
się na relingu. - Pokazał mi moją żonę.
Crevan
przyjrzał mu się z zainteresowaniem. Kapitan nigdy do tej pory nie
opowiadał mu o swojej przeszłości przed tym, jak został
przeklęty. Dlatego wzmianka o żonie była dla niego czymś nowym.
-
Miałeś…? - zapytał cicho.
- Tak
- warknął Callan. - Miałem też córkę.
- Co
się stało? - zapytał go Crevan. - Czy on…
- Nie
- prychnął Callan. - On tylko dał mi możliwość zemsty - po tych
słowach puścił reling i ruszył w kierunku swojej kajuty.
Był
wściekły. Oczekiwał zrozumienia ze strony przyjaciela, ale nie
chciał, żeby lekarz zaczął wypytywać go o przeszłość. Poza
tym podczas rozmowy zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy:
zapomniał już, jak miała na imię jego córka... To doprowadziło
go do jeszcze większego szału niż niedyskretne pytania Crevana.
O mało
co nie wpadł na chłopca pałętającego się po okręcie. Już
chciał nawrzeszczeć na dziecko za to, że wchodzi na „Skyllę”
nieproszony, jednak szybko sobie przypomniał, że to ten sam
chłopak, którego znaleźli w ostatnim porcie. Ten, który uparcie
nie chciał powiedzieć nic o sobie. Aż dziwne, że nie wykorzystał
okazji i nie uciekł na ląd.
-
Uważaj, jak chodzisz - zwrócił mu uwagę Callan i odwrócił się,
by wejść do kajuty.
Chłopiec
pokiwał głową.
-
Szukała pana jakaś dziewczyna - powiedział.
Zaskoczony
Callan zatrzymał się w połowie kroku. Już był gotów stwierdzić,
że dzieciak jest niemową, a tu proszę…
- Ty
mówisz? - wypalił.
Mały
blondyn uśmiechnął się lekko.
- Pani
była tak miła, że trudno jej było odmówić - stwierdził.
-
Walić babę - Callan machnął ręką i spojrzał z zainteresowaniem
na chłopca. - Powiedz mi lepiej to, o co tyle razy cię pytaliśmy…
Jak masz na imię?
- I…
Ilmarin - powiedział cicho blondyn.
-
Ładne imię - odparł Callan. - Trzeba było się przedstawić dwa
tygodnie temu.
Zawstydzony
Ilmarin wpatrzył się w swoje stopy.
-
Myślałem, że chcecie mnie zabić jak tamci piraci… - powiedział
cicho.
-
Wtedy nie bralibyśmy cię na statek, młody - elf uśmiechnął się
lekko. Powoli zaczynał zapominać o rozmowie z Crevanem.
Chłopiec
uśmiechnął się lekko.
- Pan
niech poszuka tamtej dziewczyny - powiedział. - Szukała pana i
prosiła, żeby pan zajrzał do karczmy… - w tym momencie się
zamyślił. – Nie pamiętam… coś ze szczurem.
-
Dzięki - elf rozczochrał mu włosy, po czym pognał do gospody, w
której poprzedniego dnia spotkał Ireth.
Elfka
siedziała przy jednym z nieuszkodzonych stolików wpatrując się z
niechęcią coś, co chyba miało być jajecznicą. W rzeczywistości
miało jednak żółto-zielony kolor i niezbyt przyjemnie pachniało.
Callan
usiadł obok niej.
-
Szukałaś mnie? - zapytał.
- Tak
- elfka odsunęła od siebie talerz. - Będę musiała znów zwrócić
się do ciebie po pomoc - dodała, patrząc na niego błagalnie.
-
Słucham - mruknął kapitan, choć już wiedział, że nie będzie w
stanie jej odmówić. Nieważne, co będzie kazała mu zrobić…
-
Muszę znaleźć nocleg gdzie indziej - Ireth z pogardą rozejrzała
się po niezbyt czystym pomieszczeniu. - W innych karczmach nie ma
miejsca lub są dla mnie za drogie. A ja nie wytrzymam tu ani nocy
dłużej… zwłaszcza, że karczmarz ma chyba zapasową parę
kluczy…
-
Zrobił ci coś? - zapytał Callan.
- Nie
jestem pewna, czy to on, bo spałam… - westchnęła Ireth. - Ale
nad ranem okazało się, że moja sakiewka zniknęła. Krótko
mówiąc: jestem spłukana.
Kapitan
poklepał ją po ramieniu.
-
Jeśli chcesz, to możesz nocować na naszym statku - powiedział. -
I tak większość marynarzy idzie wieczorami się zabawić…
Ireth
odetchnęła z ulgą.
-
Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć - mruknęła, przytulając
się do niego.
Zaskoczony
Callan odwzajemnił uścisk. Wiedział, że kobiety miewają do niego
słabość, ale rzadko która pozwalała sobie na takie rzeczy już
podczas drugiego spotkania. No, chyba że pracowały w domu uciech…
-
Chodźmy już na „Skyllę” - powiedział Callan, wyrywając się
z jej objęć.
Dziewczyna
wstała i spojrzała na niego wyczekująco, zaś kapitan zaprowadził
ją na pokład swojego statku.
W
miarę, gdy zbliżali się do „Skylli”, Callan coraz uważniej
obserwował reakcję Ireth na widok statku. Gdy wreszcie wskazał jej
sporej wielkości okręt zbudowany z ciemnego drewna, dostrzegł w
jej oczach podziw. Wyglądało na to, że szczególnie spodobała jej
się drewniana rzeźba przy dziobie „Skylli”. Nie przedstawiała
ona syreny, jak w większości innych statków, tylko dwugłowego
potwora. Jeden łeb wyglądał jak u typowego węża morskiego –
miał uwydatnione łuski, a z otwartego pyska widać było ostre kły
i wystający rozdwojony język. Drugi przypominał czaszkę potwora.
Największe wrażenie sprawiały tutaj puste oczodoły stwora. Callan
uśmiechnął się lekko na widok miny Ireth. Wyglądało na to, że
„Skylla” przypadła jej do gustu.
Na
zewnątrz nikogo nie było. Wszyscy albo wyszli do miasta, aby
skorzystać na tym, że są na lądzie, albo siedziała w swoich
kajutach. Jedynie Ilmarin ciągle był w tym samym miejscu, czyli pod
głównym masztem.
Chłopiec
uśmiechnął się, najwyraźniej rozpoznając brązowowłosą. Ireth
pomachała mu i rozejrzała się dookoła.
-
Pusto tutaj - zauważyła.
-
Korzystają, póki mogą, że są na lądzie - powiedział Callan.
Elfka
podeszła do relingu, oparła się o niego i zapatrzyła w morze.
- Nie
tęsknią? - zapytała nagle.
- Za
czym? - zdziwił się Callan.
-
Gdzieś tam są wasze rodziny, prawda? - spytała, zataczając ręką
nad wodami morza.
Kapitan
pokręcił głową.
-
Jesteśmy dość… specyficzną załogą - stwierdził. - Sami
kawalerowie. Tylko jeden ma narzeczoną, ale ona wypływa razem z
nami.
Ireth
uśmiechnęła się lekko, choć Callan nie miał pojęcia, co ją
tak ucieszyło. Przecież nie powiedział nic zabawnego… ani tym
bardziej wesołego.
- Może
opowiesz coś o sobie? - zapytał, aby przerwać przedłużającą
się ciszę.
- A co
mogę powiedzieć? - Ireth wzruszyła ramionami. - Nic ciekawego. Nie
pamiętam swoich rodziców ani rodzeństwa. Po prostu któregoś dnia
obudziłam się w jakimś porcie nie pamiętając nic poza swoim
imieniem. I tak krążę po świecie, szukając zajęć i licząc, że
spotkam kogoś, kto mnie pamięta…
Elf
pokiwał głową.
-
Ciekawe, jak to się stało - powiedział.
-
Pewnie oberwałam czymś w głowę - dziewczyna wzruszyła ramionami
i znów wpatrzyła się w morze.
Callan
przyjrzał się jej podejrzliwie. Spotkał już kilka osób, które
straciły pamięć, niektóre z nich nawet zasilały jego załogę.
Wiedział też doskonale, że każdy z nich dążył do tego, aby
dowiedzieć się, jaka była ich przeszłość. Z kolei ta dziewczyna
wydawała się być zupełnie obojętna, czy czegoś się dowie czy
nie…
- Może
ty też coś o sobie opowiesz? - zapytała go Ireth.
- Ja?
- zdziwił się Callan.
- Nie
widzę tu innych elfów - stwierdziła dziewczyna.
- Nie
mam za bardzo czego opowiadać - odparł Callan, chcąc uniknąć
tematu.
-
Jesteś kapitanem statku - zauważyła Ireth. - Na pewno ty i twoja
załoga macie za sobą mnóstwo przygód…
- Nic,
czym można by było się chwalić - przerwał jej elf i czym prędzej
uciekł do swojej kajuty.
Usiadł
na koi, próbując się uspokoić. Nie miał pojęcia, czemu wszelkie
próby wyciągnięcia od niego wiadomości tak bardzo go denerwowały.
Było co prawda wiele rzeczy, których nie chciał ujawniać, ale
choć jednej osobie mógłby zaufać.
Coś
mu jednak nie pasowało w zachowaniu Ireth. Znów potrzebna będzie
pomoc Crevana…